sobota, 21 grudnia 2013

Opowiadanie

Dzisiaj Wam przedstawiam moje opowiadanie; wiecie już, że to moja pasja. OK. Przeczytajcie!

          Ada jest czternastoletnią dziewczyną mieszkającą w Londynie. Jest księżniczką. Ma długie, falowane blond włosy oraz niebieskie oczy. Zwykle ubiera się w fioletową sukienkę z kwiatami, zaś dziś, na jej urodziny, założyła niebieską z wzorem w kropki.
-Mamo!-zawołała Ada-Mogę iść na spacer?
-Nie wołaj mnie, tylko podejdź tu, kochanie.
Księżniczka zbiegła ze schodów na swoich turkusowych pantoflach, i pognała do kuchni.
-Mamusiu, pytałam Cię, czy mogę iść na spacer!
-Aduś kochana, jak na spacerek raniutko, to z psem. Idź z Pusią.
Czternastolatka przewróciła oczami.
-Mamo, po pierwsze: ty nazwałaś tego psa idiotycznie, ja mówiłam żeby zwał się Piorun albo Kudłak, ale ty nie, oczywiście, że musi być Pusia! Po drugie: Piorun jest rozbiegany, a ja będę za nim ganiać, i złamię sobie nóżkę...-tu Ada zrobiła maślane oczy- Proszę, tata go wyprowadzi...-błagała dziewczyna
Królowa Anastazja się wahała. Zebrała się w sobie i zdecydowała się podjąć ten krok.
-No, dobrze.-zgodziła się niechętnie Anastazja-Idź już, idź sama. Ale popołudniu idziesz z psm na dwugodzinną przechadzkę!
-Tak, królowo!-i już księżniczki nie było.
           Ada nigdy jeszcze nie była w ogrodzie. Rodzice mawiali, że może przyjść tu od trzynastego roku życia. Dziewczyna uważała kiedyś, że to nie fair, ale trzeba pogodzić się z losem przecież. Teraz królewna miała to gdzieś, nie zależało jej, przecież dziewięć miesięcy temu skończyła trzynaście lat.
           Park* był przepiękny. Wąską ścieżką, zrobioną z kamieni, zdobiły kryształy po bokach. Idąc, miało się wrażenie, że to afrykańska dżungla. Wszędzie wijące się chaszcze, mech porośnięty na drzewach, kwiaty które były tylko dodatkiem takim pozornie drobnym, a jak bardzo ożywiały cały ogród.
          Ruszając z domu w nieznane tereny, Ada nic nie czuła. Strachu, wesołości, podekscytowania. Zżerała ją za to ciekawość. Wiedziała, że ten ogród to tajemnica, sługusi nie wiedzieli o jego istnieniu. Nie chciała, aby botanik** stał się atrakcją turystyczną, Ba, jeszcze zamiast dróżki powstaną tory i będzie można jechać jak na kolejce górskiej. W górę i w dół.
          Nagle, Ada usłyszała dziwne dźwięki, niepokojący stukot. "No pięknie, pewnie już znaleźli ten ogród i zrobią z niego to, czego nie chcę"-pomyślała. Jednal bardzo była zainteresowana, że zaczęła się skradać w stronę brzmienia. Cichutko, na paluszkach, dotarła do małej chatki wykonanej z drewna. "Ktoś tu mieszka"-stwierdziła w myślach księżniczka. Domek-bardzo ładny, ale mały. "Domek ciasny, ale własny"-pomyślała dziewczynka i zaśmiała się cichutko. Zaczęła powolutku iść w stronę budynku. Zatrzymała się przed furtką i zamyśliła się. Zaczęły pojawiać się różne obawy.
"A co jeśli to złodziej jakiś?... A może to po prostu zwykły człowiek, który tu zamieszkał?"      
          Nastolatka zdecydowała się iść, ale nie zapomniała o ostrożności i w wszelkiej chwili gotowa była do ucieczki. Gdy już była przy drzwiach, usłyszała piskliwy głos. Był tak skrzekliwy, że aż uszy bolały!
-Ariana! Coś ty znowu narobiła! Ja mam ugotować obiad, a z tobą to urwanie głowy...Przynajmniej gdy Johnatan wróci, będzie spokój.
Ada podjęła desperacki krok i zapukała.
-Ach, to ty, Johnatanie? Wejdź proszę!
-Przepraszam!
Nieznany człowiek szybciutko przybiegł do niej i zapytał:
-Kim jesteś?
-Księżniczką Adą-padła odpowiedź
          Mężczyzna zadumał się. Przypatrzył się uważnie czternastolatce, aż w końcu zrobił tak niski ukłon, że się przewrócił. Wy pewnie byście się zaśmiali, jednak królewna nie raczyła się naśmiewać z nikogo o takie błahostki.
          Człowiek wstał i ukłonił się ponownie, ale już nie tak nisko.
-Przepraszam księżniczkę-tu zarumienił się-Nazywam się Verl. Mieszkam w tej skromnej chatce razem z Arianą, córką i żoną, Adrianną. Johnatan to mój brat. Jest bardzo młody, ma dwadzieścia lat, a ja pięćdziesiąt. Co się sprowadza w moje skromne progi?
-Sprowadziła mnie tu czyste zainteresowanie i ciekawość. Spacerowałam po tym pięknym zieleńcu, i nagle natrafiłam na chatkę. Zaciekawienie zwyciężyło.-Ada starała się mówić dostojnie, z gracją, ale kiepsko jej to wychodziło.
-Widzę, że ładnie się wysławiasz-Verl uśmiechnął się-Bardzo dobrze, że się starasz. Kiedyś to stanie się dla Ciebie tak naturalne, że czasami nikt Cię nie zrozumie. Ale poczekaj, mam coś co Ci się na pewno spodoba. Nigdy tego nie widziałaś na oczy. Ten owoc nie ujrzał światła dziennego. Chodź ze mną.
          Staruszek ruszył w stronę wyjścia, a Ada za nim. Po krótkiej przechadzce wokół kwiatów, nastoletnia córka króla Adama ujrzała drzewo, na którym rosły dziwne żółte owoce.
-To cytryny-wyjaśnił Verl- Dojrzałe. Ładne, prawda? Wszystko Ci zaraz wytłumaczę, wiem, że mało na razie wiesz o świecie. No więc tak:
          Cytryna pochodzi z południowowschodnich Chin, lecz współcześnie nie występuje tam ani w stanie dzikim, ani nie jest tam hodowana. Prawdopodobnie powstała w wyniku skrzyżowania limy z cytronem. Do Europy trafiła podczas Średniowiecza (starożytni Rzymianie znali i uprawiali tylko cytrony.
          Cytryna jest kwaśna, należy do grupy cytrusów, w których skład zaliczają się jeszcze pomarańcze i grejpfruty. To wszystko, co powinnaś na razie wiedzieć. Chcesz spróbować?
-Owszem. Mogłabym je zabrać do królestwa?
-Ależ oczywiście! Dzisiaj są twe urodziny, prawda? Należy Ci się prezent.
-Fakt-przyznała Ada.
          Verl urwał z drzewa owoc i podał go dziewczynie. Stała tak z tą cytryną a potem utkwiła wzrok w mężczyźnie. Ten patrzył na nią wyczekująco. Chyba coś sobie uświadomił, bo wyrwał z rąk królewny cytrus i zaczął go obierać. Potem ponownie podał owoc księżniczce. Ta go spróbowała, wybałuszyła oczy i wypluła na ziemię. Zorientowała się, że jest księżniczką, więc dobre maniery się kłaniają, i chciała szybko podnieść wypluty kawałek, lecz Verl zatrzymała jej rękę.
-Ja to posprzątam, nie martw się. Mówiłem, że jest kwaśne. Zabierz to drzewko do domu, proszę. O! Johnatan idzie. On Ci je zaniesie do królestwa. Johnatanie!
Nadchodzący człowiek był szczupłym mężczyzną o ponurej twarzy. Czarne kręcone włosy i ciemnobrązowe oczy utkwiły wzrok w Adzie. Człowiek nosił długi czarny płaszcz, buty ciemnozielone. Trzymał jedną rękę w kieszeni, drugą trzymał fajkę, z której unosił się dym.
-Tyle razy mu mówiłem, że zniszczył sobie życie, ale on i tak je niszczy-westchnął cicho Verl-Odkąd Julianna, jego żona, gdzieś zaginęła w dżungli afrykańskiej, jest taki ponury. Nigdy się nie cieszy. Wykonuje moje rozkazy, nigdy nic nie mówi, nigdy się nie odzywa. Codziennie zamyka się w swoim pokoju na trzy godziny. Nie wiem, co tam robi. Dość o nim-machnął ręką-Trzeba się cieszyć życiem.
Johnatanie! To jest księżniczka Ada. Mieszka tu w królestwie. Byłbym wdzięczny, gdybyś zaniósł drzewo cytrynowe do jej zamku.
Brat Verla skinął głową i wziął drzewko na ręce. (rosło ono w doniczce).
          Po półgodzinie Ada wraz z mężczyzną dotarli do pałacu. Zatrzymali się przed wejściem. Johnatan położył doniczkę na kamienistej ścieżce, odwrócił się i poszedł.
-Johnatanie!-zawołała królewna, lecz on nie usłyszał, albo ją zignorował-Dziękuję-szepnęła i przeszła bramę królestwa.
          Uderzyła ją woń zapachu piernika. Zakręciło jej się w głowie i upadła na ziemię. Usłyszała tylko krzyk i wszystko utonęło w mroku.
          Obudziły ją czyjeś głosy.
-Ada, Aduś kochanie!
-Cicho, ona musi odpocząć!-skarcił drugi głos
          Otworzyła oczy. Na nią klękali mama i tata. Mieli zatroskane miny. Ada wstałą i zapytała wprost:
-Gdzie jest moje drzewko cytrynowe?
-W kuchni... Nie, jesteś za słaba, żeby tak gnać! Aduś!!!
Lecz dziewczyna już nie słuchała zbiegła schodami w dół, do kuchni. Ujrzała jej roślinkę. Zerwała owoc i obrała go. Przypadkowo spadł jej na ziemię. Chciała go podnieść, ale strąciła szklankę prosto na cytrynę. Sok z niej rozpryskał się na wszystkie strony. Ada spróbowała tego soku zupełnie przypadkowo. Kwaśne, ale... dobre. Zaraz, skoro może być sok... Trzeba to uczcić! Kreatywna córka króla Adama błyskawicznie wymyśliła nazwę dla soku. Lemoniada! Lemon-cytryna, i-bo jej wujek mieszkał w Polsce, wiec na jego część, ada-no bo ona się nazywa Ada!
          Gdy pochwaliła się rodzicom, królowa i król zdumieli się; nie wiedzieli, że:
1. W ich ogrodzie mieszka Verl i inni,
2. Ich córka jest tak kreatywna i kochana!
Potem wydano huczne przyjęcie. Ada poślubiła (tak, w wieku czternastu lat!) księcia z sąsiedniego królestwa. Lemoniada lała się strumieniami! Przyjechał nawet wuj z Polski, i gdy usłyszał historię, zaśmiał się serdecznie! A książę Aleksander i księżniczka Ada żyli długo i szczęśliwie.***
        Lemoniada istnieje do dziś. Może naprawdę tak się stało? Kto wie...=)



*park-inna nazwa ogrodu,
**botanik-inna nazwa (synonim) słowa ogród,
***wszystkie rozmowy odbywały się po angielsku.

2 komentarze: